Tematem lutowego spotkania była książka pt. „Mam na imię Lucy”, amerykańskiej pisarki Elizabeth Strout, wielokrotnie nagradzanej za swoją twórczość. „Mam na imię Lucy”, to proza pełna emocji, mówiąca o trudnych relacjach rodzinnych, relacji matka – córka, dzieciństwie spędzonym w biedzie, ciągłym poczuciu bycia gorszym oraz o walce o to, by nadać swojemu życiu, mimo traumatycznej przeszłości odpowiedzialny, budujący kierunek. Aby uchronić się przed chłodem rodzinnego domu – emocjonalnym i dosłownym, główna bohaterka – Lucy Barton ucieka w świat książek i nauki, dzięki temu dostaje stypendium, kończy studia, powoli realizuje swoje marzenia. Stara się zrozumieć i zaakceptować to, co przeżyła w dzieciństwie, pozbyć się towarzyszącego jej wciąż wstydu, aby iść własną drogą. Okazją do tego są odwiedziny niewidzianej od wielu lat matki, podczas przedłużającego się pobytu Lucy w szpitalu. Kobiety wspominają ludzi z przeszłości, otwierając furtkę do bolesnych wspomnień, a jednocześnie wspomnienia te stają się budulcem do kruchej nici porozumienia i zrozumienia wydarzeń z dzieciństwa. Książka Strout, to powieść zachwycająco prosta i powściągliwa, a jednak wywołuje chęć dyskusji na temat własnych doświadczeń i zachowań w relacjach rodzinnych.